David Villa siedział na
ręczniku i z uwagą czytał etykietki kremów do opalania. Na leżaku obok
niego spoczywał jego kumpel z drużyny, Alexis Sanchez. Niedaleko nich
Alvaro Vazquez i Sergio Canales z uwagą lepili zamek z piasku.
-Który lepszy? – David pokazał kumplowi dwie tubki.
-Oba dobre – zsunął z nosa okulary i spojrzał na dwie damskie postaci przy samej linii wody. – Ale cuda – zagwizdał.
-Sanchez, nie śliń się – mruknął David, nadal pochłonięty czytaniem etykietek. – To tylko Ana z Rezą.
-Widzę…
Vazquez, chętnie bym się z tobą zamienił – założył okulary na głowę. –
Ciało ma boskie – westchnął na widok wychodzącej z wody Rezy. Dziewczyna
odgarnęła na plecy mokre włosy i uśmiechnęła się szeroko do
przyjaciółki.
-Nie wytrzymałabyś z nią – odezwał się Canales, który z precyzją lepił wieżyczkę.
-Ona nie widzi świata poza Vazquezem – dodał David. – Nie masz szans, stary.
-Ja? – oburzył się. – Jestem w stanie ją poderwać!
-Nigdy – pokręcił głową Sergio. – Towar nie do tknięcia. – Alvaro spojrzał na żonę i zaczął się poważnie zastanawiać.
-Zgadzam
się – powiedział Karim, który właśnie wyszedł z wody. – Alvaro jest dla
Rezy czymś tak naturalnym jak Real. Nie do zdarcia.
-Chcesz się założyć? – zerwał się Chilijczyk. Benzema spojrzał na niego z góry i wyciągnął rękę.
-O co?
-O twoje Ferrari!
-I twoje Porsche.
-Stoi! – uścisnęli sobie dłonie.
-Ten!
– zawołał David i machnął ręką w której trzymał krem. Niechcący
przeciął zakład. – Teraz mogę posmarować sobie nos – powiedział
zadowolony.
-Sorry, Vazquez – powiedział Alexis. – Każda laska jest do wyrwania.
-Nie
ta – mruknął Sergio, ale Alvaro nie powiedział nawet słowa. Zacisnął
tylko zęby i wsypał piasku do różowej foremki. Próbował skupić się na
budowli, nawet nie chciał wiedzieć skąd Canales wziął różową (!)
foremkę.
Helen wycierała szklanki i cieszyła się z niewielkiego ruchu. Nie
wiedzieć czemu pan Piti nie wypuszczał jej zza baru tylko sam śmigał
między stolikami. Liczyła na mały flirt w trakcie wakacji, ale starszy
pan skutecznie jej to uniemożliwiał. Jak miała kogoś poznać skoro
pracowała od rana do nocy i przebywała głównie za barem albo na
zapleczu?
-Panie Piti! – zawołał wysoki chłopak, który był u nich poprzedniego dnia.
-Karim! – uśmiechnął się starszy pan, który pojawił się dosłownie znikąd.
-Nie ma pan przypadkiem mojego portfela? Zgubiłem go i nie wiem gdzie – zrobił bezradną minkę.
-Pewnie,
że mam. Siadaj, siadaj, Helen zaraz ci go przyniesie. Ja muszę się
zdrzemnąć – puścił mu oczko. – Dziecinko, masz dziś wolne południe… A co
tam! Ranek też! – powiedział do dziewczyny i poszedł na zaplecze.
-Proszę – Helen podała chłopakowi jego zgubę. – Napijesz się czegoś?
-Pewnie
– usiadł przy barze i się rozejrzał. – Uwielbiam lokale otwarte w
czasie sjesty – uśmiechnął się bo oprócz nich nikogo nie było.
-Właściwie to jest zamknięte, ale pan Piti bardzo cię lubi. Co podać?
-Sok pomarańczowy i przepraszam, że się nie przedstawiłem. Karim – wstał i wyciągnął rękę.
-Helen – uścisnęła ją i uśmiechnęła się delikatnie. – Proszę – podała mu szklankę.
-Dzięki. Mieszkasz na Ibizie? – zainteresował się.
-Chciałabym, w sumie pewnie każdy by chciał, ale nie. Pracuje tu tylko – wzruszyła ramionami.
-Torres! Natychmiast żądam odpowiedzi na pytanie! – krzyczało coś niedaleko ich.
-O nie – powiedzieli jednocześnie i spojrzeli na siebie zaskoczeni.
-Karim! – zawołała Ana, gdy tylko stanęła w drzwiach lokalu.
-Helen! – zawtórował jej Fernando.
-Mordy! – warknęła Reza i usiadła obok Benzemy. – Poproszę piwo – jęknęła. – Wykończą mnie – szepnęła do kumpla.
-Gdzie Vazquez? – spytał.
-Lepi zamki z piasku z Canalesem – odpowiedziała mu Ana. – Czy oni mają po dwa lata?
-Co tam słychać, kuzyneczko? – uśmiechnął się Nando do Helen.
-Jesteś jego rodziną? – Ana usiadła obok Rezy. – Moje kondolencje!
-Rodriguez! – warknął Torres. – Helen to kuzynka Olalli.
-Do usług – mruknęła i podała Rezie piwo.
-A to Ana, Reza i Karim – zaprezentował resztę.
-Ibiza to taka wielka wyspa, a wy non stop ciągacie się za mną – burknął Francuz.
-Bywa, lwie – wzruszyła ramionami Ana. – Lwie, zróbmy dziś imprezę – zaskomlała.
-Tak! – przytaknęła jej Reza.
-Dobra
– rzucił im kartę kredytową. – Jest na niej limit. Tak kombinujcie,
żeby nie przekroczyć – doradził. – Helen? – spojrzał na dziewczynę. – A
może i ty wpadniesz? Sam słyszałem jak pan Piti mówił, że masz wolne –
uśmiechnął się.
-Czemu nie? – pokiwała głową.
-Super – na serwetce
nagryzmolił swój adres. – Ja spadam, muszę popływać – podał jej
pięćdziesiąt euro i wstał. – Reszty nie trzeba – puścił jej oczko i
wyszedł.
-Ile kosztował ten soczek? – Ana zainteresowała się nietkniętym napojem.
-Euro – mruknęła Helen.
-A to kozak – zamruczała i wsadziła w niego słomkę. – Dobry! – uśmiechnęła się szeroko.
Lei leżała na
leżaku i delektowała się cieniem w którym była. Jej troskliwy mąż co
chwila przestawiał parasol, żeby słońce za mocno na nią nie świeciło.
-…
wtedy Alexis powiedział, że nawet Rezę da się poderwać i założył się z
Benzemą o swoje samochody – relacjonował żonie dzisiejszy poranek.
-Co? – spojrzała na niego zaskoczona. – A co na to Alvaro?
-Właśnie nic! – ucieszył się Villa, że wyraziła zainteresowanie jego paplaniną. – Dziwne, co?
-Dziwne, dziwne… – pokiwała głową. – Myślę, że mu się nie uda… – urwała, bo w ich stronę szedł Alexis.
-Cześć, wam. Lei wyglądasz zabójczo – puścił jej oczko, a ona mimowolnie się uśmiechnęła.
-Dzięki – mruknęła.
-Wieczorem jest impreza u Benzemy. Wpadniecie?
-Tak, pewnie – odpowiedziała.
-To do zobaczenia! – pomachał im i odszedł.
-David! – Lei złapała go za rękę.
-Co? – przestraszył się.
-Może mu się udać! Trzeba coś zrobić, bo ich małżeństwo się rozpadnie! – wystraszyła się.
-Kochanie, są dorośli, a poza tym Vazquez o wszystkim wie – pocałował ją w usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz