Załamany David Villa
wszedł do swojego domu i popatrzył na śpiącą żonę. Zabolały go słowa Any
i Karima, ale z drugiej strony były bardzo prawdziwe. Pati kochał, ale
miłość z biegiem lat się wypaliła. Lei to coś całkiem innego. Nie
zadurzył się w niej jako szczeniak, ale dorosły facet z bagażem
doświadczeń. Wiedział już czego oczekuje od życia, miał ugruntowaną
pozycję, a nie rozstawał się z Pati przez Lei. Myśleli o rozwodzie dużo
wcześniej. Do tego zrobili to tak spokojnie (o ile takie coś może być
spokojne), żeby dziewczynki jak najmniej to przeżyły. Lei pojawiła się w
jego życiu zupełnie niespodziewanie, a dzięki jak zawsze pomocniej Anie
i niezawodnemu Torresowi, dał się ponieść miłości. Był wdzięczny, że
przyjaciele tyle dla niego zrobili, ale się bał. Może jednak w tym co mu
powiedzieli było trochę prawdy?
Podszedł do okna i spojrzał na pogrążoną w nocy plażę. Mrok rozjaśniał jasno świecący księżyc, który odbijał się od tafli wody.
Nagle
dostrzegł dwójkę ludzi, którzy szli brzegiem morza. Od razu poznał, że
to Reza, ale chłopak obok niej to nie był Alvaro… To był Alexis!
Reza pozwoliła, żeby Sanchez odprowadził ją pod sam dom Karima. Była
jeszcze zdołowana kłótnia z Alvaro, ale piłkarz z Barcy sprawił, że nie
myślała o tym cały czas.
-Dobranoc – Alexis ucałował ją w policzek i
odszedł, a ona weszła do domu. Wzięła prysznic i położyła się obok
Alvaro. Spał i oddychał bardzo spokojnie. Pogłaskała go po policzku, a
on przyciągnął ją do siebie i przytulił. Odetchnął głęboko, jakby z ulgą
i uśmiechnął się delikatnie przez sen. Reza podrapała go po karku, a on
zamruczał jak zawsze.
-Kocham cię – szepnęła i pocałowała go w czubek nosa. – Kocham najmocniej na świecie…
Alexis w tym czasie też już leżał w swoim łóżku. Ku jego zaskoczeniu
nie chciał już samochodu Benzemy. W ciągu jednego dnia, który spędził z
Rezą polubił ją bardziej niż jak koleżankę, nawet bardziej jak
dziewczynę do wyrwania. Mógł z nią pogadać o wszystkim, podyskutować o
piłce, a z żadną swoją poprzednią laską nie mógł tego zrobić. Nie chciał
jej na raz, chciał ją na dłużej, bo Reza Gutierrez była dokładnie taką
dziewczyną jakiej on potrzebował. Doskonale rozumiała prawa rządzące się
piłkarskim światem, bo nie dość, że jest trenerem to sama grała. Znała
wiele metod treningowych, rozgryzła styl gry wszystkich hiszpańskich
drużyn, ale z racji, że przez ostatni rok trenowała Real w rozgrywkach
Ligi Mistrzów, europejskie zespoły są jej znane. Vazquez nawet nie miał
pojęcia jaki skarb wziął sobie za żonę, ale Alexis miał zamiar mu ją
odebrać bez wcześniejszego uświadamiania.
Rano Sergio Canales wybrał się na poszukiwania swojej piękniejszej
połówki. Jak wieczorem wyszła z Benzemą tak do tej pory jej nie było.
Reza wróciła, ale ta dwójka zaginęła w akcji. Nie bardzo miał pomysł
gdzie ich szukać, więc skierował się do lokalu pana Pitiego.
-Cześć, Helen – przywitał się z dziewczyną. – Nie widziałaś gdzieś mojej Any? Poszła wieczorem z Karimem i słuch o niej zaginął.
-Nie
wiem jak Ana, ale Benzema chrapie aż wszystko się trzęsie i jest
pogrążony w pijackim śnie – wskazała mu taras, gdzie wegetował Francuz
otoczony pustymi butelkami.
-Benzema! – wrzasnął Canales, gdy nad nim stanął. – Mou by ci dał takie chlanie!
-Mou? – podskoczył gwałtownie i rozejrzał się wokoło. – Reza kabluje?
-Gdzie Ana? – zainteresował się Sergio.
-Poszła z Moratą, bo powiedziała, że dawno nie była na łodzi – ziewnął.
-Jakiej łodzi? – zdziwił się.
-Pływającej,
Canales – przeciągnął się. – Morata wynajął jacht do spółki z Joselu i
tam piją – dodał. – Nie martw się, zanim poszła nałożyła trzy kapoki.
Ledwo szła, ale twierdziła, że woda jej nie straszna.
-Nie uwierzycie! – na jednym z fotelu zneutralizował się Villa. – Wiecie co wczoraj widziałem?!
-Trzeźwego Benzemę? – zironizował Sergio.
-Canalesa, który całą noc bzykał się z Aną? – warknął Karim.
-Jak
Reza spaceruje z Alexisem w środku nocy, po plaży – odpowiedział, a
Francuz, który do tej pory nie przejmował się Hiszpanem nagle zamarł.
-Coś
tyś, kurwa, powiedział? – warknął. Oczy mu pociemniały i od razu wstał.
– Reza z tym barcelońskim przykurczem?! – wysyczał, a Sergio jakby
usłyszał Anę. W towarzystwie byłego kolegi z drużyny przebywał
sporadycznie odkąd zamieszkał w Walencji i nie był świadom jak wiele
tekstów zaczerpnął od jego dziewczyny, która bardzo często była w
Madrycie.
-No, przecież ci mówię! – mruknął David. – Alvaro nie
będzie zły? Nie wiem, może to tylko przyjaźń… – urwał widząc jak Karim
zaciska pięści.
-Villa, przecież Benzema założył się z Sanchezem, że da się wyrwać każdą laskę – przypomniał mu Sergio.
-Moje
autko, mój samochodzik! – wysapał i zanim się zorientowali już wybiegł.
Jak burza wpadł do swojego domu i od progu zaczął się drzeć.
-VAZQUEZ!!! – ryknął.
-Czego? – odezwał się z kuchni.
-Twoja żona się szlaja z Sanchezem! – wysapał.
-Nie, poszła na plażę z Oriolem – zaprzeczył.
-Jak
ci mówię, że się szlaja to się szlaja! – wysapał zbulwersowany. – Villa
widział jak w nocy spacerowali po plaży! Jakby szła z kimkolwiek to nie
robiłbym afery, ale mój samochód! To ty, pojabańcu, powinieneś z nią
spacerować za rączkę!
-Jeśli oczekujesz, że jej powiem to się grubo
mylisz. Nie powiedziała mi o pracy w Realu, ja jej nie powiem o
zakładzie – wziął deskę i ruszył do drzwi. – Sorry, Karim, ale nie mogę.
-Ty, barcelońsko-espanyolski fiucie!
Ana otworzyła
oczy i usiadła. Wszystko wokół niej falowało. Piła, ale nie aż tak dużo,
żeby jeszcze się kiwać! Do tego coś obok przeraźliwie burczało.
Spojrzała na swój brzuch, ale to nie on. Miała na sobie coś grubego i
pomarańczowego co uniemożliwiało jej ruchy.
-Cześć, czarownico –
odezwał się ktoś obok. Zmrużyła oczy i spojrzała na wesołego Joselu,
który zajadał się mandarynkami. – Wyspałaś się? Kapoki na pewno dodały
wygody.
-Spierdalaj, ty małpiszone – burknęła i spojrzała w drugą
stronę. Leżał tam Morata i strasznie chrapał. – Ty! – dziobnęła go w
żebra.
-KURWA! – wydarł się brunet. – Rodriguez, co ty odwalasz? –
rozmasował bolące miejsce. – Nie dość, że maltretujesz mnie całą noc to i
teraz?
-Noc? – ziewnęła – W nocy to pijackie zagrywki, bałwanie – fuknęła.
-Co się ugryzło od rana? Za mało wczoraj wypiłaś? – zaśmiał się Joselu.
-Stul
pysk, wytrzeszczu. Chce mi się pić! – jęknęła i opadła na poduszkę. –
Co się tak patrzycie, brudasy?! Morata, masz ujebany pysk w jakimś
gównie – wskazała jego policzek.
-To Nutella i sama nie jesteś lepsza, smrodzie – rzucił jej słoik. – Nie jestem twoim sługą, sama sobie weź picie.
-Jestem twoim gościem, ugość mnie! – szturchnęła go.
-Ty nigdy nie będziesz moim gościem, paskudo! – oddał jej. – Joselu! – upomniał kumpla, który krztusił się ze śmiechu.
-Sorry, ale nie mogę… – wystękał.
-A ja mam móc? – westchnął Morata.
-Ludzie! – krzyczał ktoś i po chwili na dolny pokład wkroczył Ozil, a za nim Karim.
-Kocie,
ale zachlałaś mordę! – zaśmiał się Benzema i usiadł obok niej, chciał
zdjąć z niej chociaż jeden kapok, ale zaczęła piszczeć.
-Utopię
się!!! Morata nie chce mi dać pić – szepnęła i się do niego przytuliła. –
Głowa mnie boli, a te zwyrodnialce nie chcą mi pomóc! – poskarżyła się.
-Masz – Mesut rzucił jej butelkę wody. – I jak śmiecie pastwić się nad Aną? Naszą malutką Aną – zrobił słodką minkę.
-Właśnie – pokiwała głową, a Karim wziął chusteczkę i zaczął wycierać jej brudną twarz. – Idziemy dziś pić?
-Bujaj się! – wyrwała mu się. – Ja potrzebuję wrażeń! – jęknęła i położyła głowę na brzuchu Moraty a nogi na kolanach Karima.
-Jakich? – zaciekawił się Joselu.
-Idziemy
do Villi! – podniosła się i zatarła dłonie. – Może będzie u niego ktoś
kto uleczy moją nudę! – zerwała się i pobiegła na gorę.
-Co? – nie załapał Ozil.
-Nie może dojeżdżać Królewskich – westchnął Morata.
-Potrzebuje Barcy, żeby wyładować frustrację – uzupełnił Karim. – Ale skąd ma bulwersa?
-Bóg jeden wie – rozłożył ręce Morata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz